Budzę się rano i odczytuje smsa: „dzisiaj o 11 wyjazd spod bramy opatowskiej. Jedziesz?” No pewnie, że jadę. Chociaż trochę się zastanawiałem, bo pogoda niemiła dosyć, ale głód rowerka przeważył.

Pod Bramą już na mnie czekali - było nas razem 6 osób. Po krótkiej dyskusji postanowiliśmy jechać do Moskwy. A przynajmniej jak najdalej na wschód. Czyli w stronę trójkąta Gorzyce – TBG. Po drodze postanowiliśmy, że odwiedzimy dobrze nam znany z poprzednich wypraw dworek w Nowym Grębowie.

 W Sokolnikach pewien „kierowca”, za sterami starej Skody, zjechał z chodnika wprost pod nasze koła. Dowiedział się więc, że jest baranim łbem, głupim wałem, iż pojawiły się u niego niepokojące objawy kilku chorób psychicznych i że ma rozliczne cechy kwalifikujące go do natychmiastowej śmierci. Oprócz niego dowiedzieli się o tym „wierni”, wracający właśnie „ze mszy” oraz mieszkańcy kilkunastu okolicznych chałup. Ale się chamowi należało, bo złamał jednocześnie ze trzy zasady ruchu drogowego, no i o mało nas nie rozjechał.

A potem to już spokojne pedałowanie z wiatrem. Jako że dzień świąteczny to nie było żadnego otwartego sklepu – znaczy się posucha. Kto był na tyle mądry, to się dokładnie zaopatrzył w domu, a kto nie – ten cierpiał.

Po jakimś czasie dotarliśmy do wspomnianego wcześniej dworku. Miejsce to niezwykle mi się podoba – pomimo iż jest ono zaniedbane, a obecnie mieści się tam jakaś szkoła, to jest na co popatrzeć. W odrapanych murach widać ślad przepychu i gustu budowniczych. Kryty podjazd, pod którym podejmowano najznamienitszych gości, wspaniałe tarasiki i schody, wymyślne przejścia – to po prostu trzeba zobaczyć.

W wiadomym miejscu posiedzieliśmy trochę no i w drogę powrotną. A że fantazja przyświecała nam iście ułańska, to postanowiliśmy obrać całkowicie inną trasę do domu. Pomocna nam przy tym miała być mapa, ale okazała się ona być jakimś planem Torunia J

No droga powrotna była dosyć zagmatwana. Należy jednak podkreślić, iż zawiodła nas ona wprost do domów. No a po drodze jeszcze mały piknik w lesie na kocyku i walka z przeciwnym wiatrem i deszczem.

Przejechaliśmy około 60km w jakieś 4 godziny. Całkiem nieźle.

Tekst wyjazdu:

„Uwaga!!! Baba skręca!!!”