[relacja pisana tydzień po wyprawie, więc będzie mało dokładna :P]

Pomimo wielkiej imprezy w Sandomierzu (Lato z Radiem) postanowiliśmy jechać gdzieś "dalej". Padło na Baranów Sandomierski. Misiek nie wierzył, że jak wyjedziemy o 10, to wrócimy na 17 - ale jednak się udało! Także każdy to chciał spokojnie zdążył na gwiazdę wieczoru, czyli Marylę Rodowicz.

Rano spod Bramy Opatowskiej wyjechaliśmy w składzie tuzina ludu - 10 chopa i 2 baby (Piotr, Stachu, Misiek, Doktor, Lewy, Lampart, Amra, Galfa, Kuba i Piotrek ze Stalowej oraz ja /FA/ i Jolka z TBGa). Pierwszy postój zarządzony w Koprzywnicy. Tutaj też padł tekst wyjazdu: "Jakiego koloru jest ta brązowa butelka w twoim plecaku???" (Lampart do Piotra). Dalej jechaliśmy jakimiś wioskami, których niestety nie znam (hehe), tzn. byłam tam pierwszy raz. Trochę błądziliśmy, trochę "zasięgaliśmy języka", aż w końcu dojechaliśmy do promu w Baranowie! Aha, po drodze mała kraksa - Jolka wpadła w Galfę, czy tam odwrotnie, hehe. Bidulka porządnie zdarła sobie skórę na nodze (ale podobno szybko się zagoiło).

W Baranowie zrobiliśmy piknik pod sklepem. Obgadaliśmy wtedy wreszcie conieco o najdłuższym wyjeździe w tym sezonie. Następnie udaliśmy się na zamek. Tam obejrzeliśmy wystawę starych rowerów i motocykli.

Wracaliśmy oczywiście przez TBG, ale ciut okrężną drogą - żeby ominąć "Wisłostradę". Pojechaliśmy przez Machów etc. W TBGu - postój pod ulubionymi delikatesami. Jolka została, a my przez Sobów i Wielowieś pomknęliśmy do S-rza. Zatrzymaliśmy się na łączce, chopy „oszabrowały” dziko rosnącą wiśnię, zjedliśmy conieco i w drogę!

Po dojeździe do S-rza wpadliśmy w lekki korek – spowodowany oczywiście imprezą na Starówce… Jednak jak mówiłam – do domu wróciłam na 17!