Niedzielny poranek przywitał uczestników wycieczki rowerowej do Nowej Dęby piękną i słoneczną pogodą. Stan osobowy grupy ciągle się zmieniał i właściwie nie wiadomo, ile osób było. Wyjazd rozpoczął się od zjazdu „Browarną”, która tego poranka nie dla wszystkich była gościnna, właściwie o małym pechu może mówić Fuji, który złapał gumę. Nastąpił od razu mały sprawdzian dla służb technicznych, które były obserwowane z niekłamanym podziwem przez malutki tłum innych rowerzystów i bardzo szybko uporały się z usterką.

Czytaj więcej: Nowa Dęba [13.05]

Relację należy zacząć faktem, że wycieczka planowana była od zeszłego sezonu. Każdy szczegół niemal idealnie dopracowany. Aha, ale w tamtym roku. Z każdą chwilą i każdym przejechanym kilometrem okazywało się, że ta wyprawa to jedno wielkie wariactwo. Zaczęło się od bardzo ważnego BRAKU - mapy. No kompletnie żadnej, która mogłaby przydać się w trasie na Leżajsk. Wcześniej, a właściwie już dnia poprzedzającego wyjazd dowiedzieliśmy się, że nasz nocleg w miejscu docelowym jest wielce wątpliwy. No dobra - w ogóle takowego na sobotnią poranną godzinę nie było.

Czytaj więcej: Leżajsk (aka "śladami ks. Piotra P.") [05-06.05]

Wyprawa ta (dla mnie druga w sezonie, dla niektórych pierwsza, a dla jeszcze inszych niektórych kolejna z rzędu) była szczególnie przeze mnie wyczekiwana. Dwa dni wcześniej odebrałem rowerek z naszego Equipowego Service Pointu i byłem ciekaw, jak też się sprawdzi w trasie. Dziabąg zamontował w nim nowe sutki, także tego :P

Czytaj więcej: Nowe (po raz pierwszy) [15.04]

Miałam nie jechać, ale żądza i pragnienie wycieczki z BES było mocniejsze... W Sandomierzu byłam, można rzec, inkoguto, więc moje pojawienie się chwilę po 9:30 było dla większości (w tym Stacha) niespodzianką. Hmm, czemu PO 9:30? Moja Lastradka została przyciśnięta do muru przez dwa pozostałe pojazdy + siostrzaną przyczepkę i w celu wyciągnięcia roweru musiałam wezwać posiłki w postaci nieustraszonego Miśka. Oj, tam - dużo się nie spóźniliśmy.

Czytaj więcej: Krzyżtopór [22.04]

W godzinach wczesno-późno-porannych, w dniu zwanym niedzielą, zostałem wzięty i brutalnie przebudzony przy pomocy budzika. Po wstępnych problemach ze zdobyciem roweru zacząłem szparko zmierzać do celu, czyli placu Skopenki (kto wymyślił w ogóle słowo szparko i dlaczego akurat w takim kontekście). Na rynku okazało się, że ludziom odbiła palma, jednak udało mi się ominąć całe zamieszanie.

Na miejscówce ludzi w siusiaka, aż dziw bierze. Oczywiście okazało się, że połowa nie jedzie tylko przyszła pożegnać jadących (A dzieciaka mnie tam pilnujcie!). Po gorącym powitaniu ze starymi (za przeproszeniem) członkami Equipy i ciepłym z nowymi twarzami padła komenda: zakulbaczyć! Co do liczebności wycieczki to jest kilka wersji – ja się trzymam tej, ze było 15 osób.

Czytaj więcej: Radomyśl - Annopol [01.04]