Otóż Pan Prezes (wazeliny nigdy dość) w jednej ze swoich nielicznych relacji napisał, iż relacja winna zaczynać się jakimś cytatem. Otóż na tę okazję myślą przewodnią powinna być wielce słuszna wypowiedź Ewy:
„Chłop rzecz nabyta – znajdziemy sobie nowych!”
Jak i uściślenie tej myśli (by Ewa&Ania): „Tylko nie starego grzyba, młodego borowika!”

Natenczas postaram się rozwinąć i uzasadnić:
Głupie Chłopy (tak, to nazwa własna, trzeba pisać z dużej litery) poszły grać w siatkówkę. Foch.
Nie oznacza oczywiście, że w ogóle żadnych chłopów nie było, bo a i owszem, były (chociaż co to jest paru chłopów dla takich obrotnych kobiet jak Ewa, Ania, FAramka, Alina i ja). Na przykład Marek, który objął zaszczytną funkcję kierownika wycieczki (cóż za dziwny traf!), pod warunkiem jednak, że nie będzie żadnych górek i juszczykowania (pewnie trzeba by było zmienić nazwę na „popołudniowy hardkor” albo co).

Pierwszy sklep na trasie, czyli w Furmanach, był złośliwie zamknięty (no bo kto zamyka sklepy o 16?!), więc musieliśmy się na głodzie frumentowym przemęczyć aż do Zabrnia. Tamten był otwarty, a nawet jakieś chłopy pod nim stały, i to nawet chętne (do zaznajomienia, oczywiście), ale się nie skusiłyśmy. Tylko Frumencik i jadyma. (Po drodze były jeszcze jakieś chłopy pod szkołą, ale oceniłyśmy, że za młode, także niestety trzeba było zawiesić poszukiwania).

Wracaliśmy za to jakimiś dziwnymi skrótami, a może i nawet przeprostkami, którymi Ania chciała wywieść nas w pole, albowiem – jak mówi – często się włóczy po polach. Pola owe zasadniczo o zachodzie słońca wyglądają wielce ładnie i takoż się nimi jedzie (O ile nie wpadnie się na przeszkodę, na przykład w sam środek stada gęsi). Ja natomiast nigdy nie wiem, gdzie jestem, ale zdam się na Panią Prezes, która powiada, że trasa wiodła przez Sokolniki, Trześń, mostkiem na Trześniówce i ulicą Wielowiejską do Sandomierza (a żebym to ja wiedziała gdzie to jest…)

Podążając śladami nowej świeckiej tradycji zatrzymaliśmy się jeszcze na zdjęcie, gdzie przemknął nam na rowerze znajomy niedzielny Sum (to by znaczyło, ze grasuje też na lądzie), a na zakończenie lajcika udaliśmy się na zamek (bez Ani, która musiała spakować chłopa, a to niewąskie zadanie), albowiem prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy. Wycieczkę.