W niedzielę 19.04.2009 los zesłał mi kolejną szansę - mój debiut literacki :) Gdybym przewidziała to wcześniej wymyśliłabym jakiś pseudonim łatwo wpadający w ucho, ale cóż skoro nie mam, obejdę się bez niego :)

Niedziela, choć chłodna, zapowiadała się wyśmienicie. Przynajmniej tak uznali: Zbyszek, Jacek, Sławek, Dziabąg, Paweł, Tomek, Fuji, Krystian i dwie najpiękniejsze trzydziestki Sandomierza (skoro mnie dopuścili do głosu, to co sobie żałować będę :)) Aga i ja. Tym razem cel eskapady był określony jasno - Wólka Szczecka i o fantazjach Fuji'ego mowy być nie mogło. Zebraliśmy się punktualnie o 9, choć Sławek coś tam Adze insynuował, że jakoby o kwadrans się spóźniła, ale szybki look na zegarek zweryfikował jego podpuchę, gdyż ten wskazywał równo 9:02. I ruszyli my :) oczywiście moją zmorą - Browarną. Co mądrzejsi, czyli Fuji i Dziabąg, zjechali Zawichojską, ja wybierając wariant krótszy, jeszcze przed mostem stwierdziłam, iż był to błąd, gdyż mój rower, po "vibrobrowarnej" stukał, pukał, czy tam ocierał czymś o coś, ale ekipa ekspertów stwierdziła, że dalej jechać mogę. Jednakże odgłosy wskazujące na jednoznaczne cierpienie mojego roweru, wzbudziły we mnie poczucie litości oraz, nie czarujmy się, narastała we mnie faza nerwowości, a gdy do tego wszystkiego dołączyła wizja wyciągnietych nóg na tapczaniku z centrum dowodzenia w łapce, postanowiłam w oka mgnieniu i poinformowałam Kryhe, że wracam i na odchodne rzuciłam: "powiedz reszcie!". A i powiedział. I co? Na ratunek przyjechał na swoim rumaku Fuji (tak, tak, to ten, co ma pompkę.) Jak się okazało ma również i fach w ręku. Odgiął, przegiął, nagiął i jak ręka odjął rower sprawny.

Dalej wszystko przebiegało sprawnie. Jedno mnie tylko zdziwiło, że nie było postoju w Skowierzynie, gdyż myślałam, że tam zawsze rapujecie, ale nie :) Postój zarządzony został na ławeczce w Radomyślu, nieopodal sklepiku. Pohuśtaliśmy się chwilę i ruszyliśmy dalej w kierunku Nowin. Tam już tylko widziałam oddalające się plecy i w ciszy myślałam, jaki bajer wymyślić, że znowu zostałam w tyle... może kwiatki oglądałam... ale czy ja na romantyczkę wyglądam??? Na szczęście Zbyszek wybawił mnie z opresji, mówiąc, że młodzież wyścigi sobie urządziła. W sumie ja nie młodzież, więc w wyścigu brać udziału nie muszę i nad bajerem dumać. A swoją drogą zacytuję tutaj Kazika: najbardziej mnie teraz wkurza w młodzieży to, że już więcej do niej nie należę :) Żartuję :)

[FAramka:]
W okolicach Chwałowic grupa z Sandomierza spotkała się z wyjechaną im naprzeciw czteroosobową grupą z Wólki, do której między innymi należałam ja. W Borowie zatrzymaliśmy się na lodzika i Frumencik, po czym pognaliśmy drogą nie najkrótszą, ale wyasfaltowaną prawie do samej Wólki (w samej wiosce asfalt znany jest jedynie ze słyszenia).

Na miejscu nastąpiła zapowiedziana integracja z działaczami akcji "Sprzątanie lasu", którzy przebywali na ranczu u Iwony od sobotniego popołudnia (szczegóły TUTAJ). Rozmowy, śmichy-chichy, ciasta i inne nierzadko smakowite, dokuczanie Stachowi, zwiedzanie domu, a wszystko to przy akompaniamencie gitary sterowanej przez Andrzeja i Sławka.

[Alutka:]
Powrót spokojny i bez ekscesów. Jako, że Stachu zakupił sobie żółtą koszulkę (spryciarz), musiał być liderem. A czy był??? Cóż, twardo się będę trzymać wersji, że był. Tym optymistycznym akcentem zakończyłam swój debiut.

Wielkie podziękowania dla Iwonki, która nas zaprosiła w swoje nastrojowe progi :)

[FA na podst. opowieści Fujiego:]
Powrotów tak właściwie było trzy. Jeden wyżej opisany przez Alutkę - tą samą drogą co jazda TAM. Drugi miał być przez prom w Zawichoście (tak postanowili: Zbyszek, Jacek i Paweł), ale okazało się, że prom nieczynny. Pechowi cykliści spotkali się w Annopolu z pozostałą czwórką (Dziabąg, Tomek, Fuji i Kryha), która wybrała najdłuższy wariant powrotny: Wólka Szczecka - Szczecyn - Gościeradów - Annopol (asfalt dosyć dobry, tylko kawałkami były dziurwy jak cholera). I tak razem nierazem przejechali przez Zawichost do Sandomierza...
Szczerze powiem, że dała ta trasa po tyłku, bo w jedną wiatr, a w drugą podjazdy, a w dodatku jechaliśmy takim żwawym tempem.