Na zbiórce o godz. 9 zjawiła się rekordowa liczba bikerów: Alina, Ania, Aga, Alutka, Gabi, i jeszcze jedna nowa twarz, przepraszam ale nie pamiętam imienia, Stefan, Piotrek, Stach, Sławek, Paweł, Fuji, Zbyszek, Wojtek, Dziabąg, Krystian, NooRm, Jacek i jeszcze jedna osoba której imienia nie zapamiętałam, naliczyłam 19 osób (rekord w tym roku, nie sprawdzałam lat poprzednich).

Ruszyliśmy z opóźnieniem, a to za sprawą kapcia w rowerze Krystiana. Do Koprzywnicy trudny odcinek drogi pod wiatr, odpoczynek na rynku i dalej zielonym szlakiem rowerowym drogą przy zalewie do Sulisławic. Na odcinku 0.5-1 km w związku z przebudową drogi, mieliśmy trochę piachu i to Stach nazywa juszczykowanie. Dla mnie juszczykowanie to zgubienie drogi i błądzenie po sadach, polach, lasach, a w tym przypadku trasa była tak zaplanowana, jedyny krótki odcinek drogi bez asfaltu, ale za to świeże powietrze i piękny las. Najbardziej marudził Stach, najtrudniej było Dziabągowi na kolarce, ale nie słyszałam, żeby narzekał ani nikt inny. W Sulisławicach pożegnaliśmy Sławka i Piotra, musieli wcześniej wracać do domu. Po krótkim odpoczynku przy kościele, ruszyliśmy zgodnie z planem przez Bukową, Wiązownicę, Wiśniówkę do Strzegomka. Pod lasem poczekaliśmy na resztę grupy i całą grupą wjechaliśmy w piękne staszowskie lasy, tak dojechaliśmy do klasztoru w Rytwianach. Na liczniku u Jacka było 64km.

Pokamedulski klasztor, gdzie obecnie znajduje się rektoraly, XVII wieczny kościół i Pustelnia Złotego Lasu, położony jest w lesie 2km od najbliższych zabudowań. Każdy miał okazję do chwili refleksji, modlitwy, zwiedzania, zapoznania się z ofertą prowadzonych tutaj turnusów wypoczynkowych i rehabilitacyjnych. Dokonaliśmy też wpisu do księgi pamiątkowej.

Na przyklasztornym parkingu jest grill, miejsce na ognisko i biesiadne stoły, na których rozłożyliśmy się, aby pokrzepić się przed drogą powrotną. Prym wiodło pyszne ciasto Agi, rogaliki Pawła (żony Pawła) bardzo dobre i praliny Gabi. Kiedy już każdy był najedzony i wypoczęty ruszyliśmy w drogę powrotną przez Strzegomek do Strzegomia, gdzie zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić zabytkowy modrzewiowy kościółek z przełomu XVI-XVII wieku (unikatowy zabytek architektury sakralnej). Niestety był zamknięty, zrobiliśmy pamiątkowe foto i ruszyliśmy dalej zatrzymując się przy następnym tego typu drewnianym kościółku z XVII wieku w Niekrasowie. Krajobraz czasami przypominał Bieszczady albo Beskid Niski, tam jest najwięcej drewnianych cerkwi i małych kościółków, pamiątkowe foto wykonane przez dyżurnych fotoreporterów (Fuji i Paweł) i dalej w drogę. Tak dojechaliśmy do Osieka z wiatrem w plecy i trochę z góry. W Osieku po krótkiej naradzie postanowiliśmy do Koprzywnicy jechać drogą główną, aby już nie wydłużać trasy. Krótki postój na parkingu Pod Dębami w Zawidzy, tutaj odjechała Gabi w stronę Tarnobrzega, tutaj cała grupa ostatni raz była w komplecie.

Kilka osób postanowiło jechać wolniej główną drogą, reszta spotkała się na rynku w Koprzywnicy. Z Koprzywnicy tym którym się spieszyło pojechali szybciej, reszta grupy wracała razem do Sandomierza. Na liczniku u Zbyszka w Sandomierzu 120km.

Wycieczka z tych długich, słowa uznania dla osób nowych i tych, którzy mało jeżdżą, ale odważyli się pojechać tak daleko. Myślę że nie żałowali. Wszystkim dziękujemy za miłe towarzystwo.