Dziś nadgorliwie przygotowałam dwie relacje :)

Relacja nr 1 - dla umysłów ścisłych :)

Czas trwania wycieczki - 9.00-17.30
Ilość uczestników - 15 z Sandomierza + 6 ze Stalowej = 21
Cel - lasy niżańskie, posiłek na łące nad Łęgiem.
Ubezpieczenie w zakresie własnym, sprzętu również.

Relacja nr 2 dla lubiących lekturę na wysokim poziomie :) ( można również potraktować jako uzupełnienie relacji 1)

Lipcowy poranek, promienie słońca budzące nas ze snu, miłe wspomnienia po sobotniej nocy ... ( w miejsce kropek każdy niech sobie wstawi swoje ), ale do rzeczy. Ja jak każda kobieta swoje niepokoje mam. Nazwa "niżańskie". Cóż to znaczy? , czyżby panowały tam nieustanne niże? Dzięki elementarnej wiedzy meteorologicznej zdobytej na lekcjach geografii (podziękowanie dla kadry nauczycielskiej) wiem, że niż mokry jest. W sumie niech sobie będzie, ale My chcemy mieć ubranka suche ! I mieliśmy :) Ba, nawet można było opalić się na hiszpana :) Pogoda dopisała, a droga przebiegała bez zakłóceń, bez zwiedzania przydrożnych przystanków, wycieczek dydaktycznych po lasach etc. Szybko dotarliśmy do Pysznicy, gdzie dołączyliśmy do zaprzyjaźnionych stalowowolan. Na czas jakiś oddaliśmy stery Majce, wszak była u siebie, więc porządzić mogła. Stachu kobietom nie ufa, więc dołączył do Dziadka, ha. Co tam się po drodze wydarzyło, kto wie?, kto wie? Ja nie, Stachu wie :))) My za to dowiedzieliśmy się, iż rzut beretem od nas jest wielopoziomowy wodospad, woda 30 stopni i nawet mamy fotki przy nim. Mówta co chceta, ale Siklawa to przy nim pikuś :) I kto nie widział ten gapa :) Potem Majeczka pokazała nam ścieżki rowerowe, szkoda, ze nie było z nami reprezentantów władz naszego miasta, bo może coś takiego zorganizowaliby w naszym grodzie :( Ale najfajniejsze było przed nami. Szybki skręt i droga przez las. Ach tutaj to by sie chodziło, trzymając się za ręcę :) Uczcie sie droga Młodzieży :) Full romantyzm, takiego nie ma nawet w tekstach Bajer Full...

No dobra wróciłam już na ziemię :) Full romantyzm, to już moje ostatnie westchnienie na ten temat :)

W optymistycznych nastrojach wjechaliśmy na asfalt, by dojechać na piknik. Niestety nasz nastrój, a zwłaszcza Wojtka, został brutalnie zburzony przez bohaterkę "Mistrz kierownicy ucieka". Nie wiemy przed kim, ani gdzie, wiemy tylko jak uciekała. Oko to celne miała i idealnie trafiła w koło roweru i skutecznie... Wojtek rzekł to co rzekł, pozwolicie, że nie zacytuję, ale sens miało :) Fuji z kopa dołożył i Wojtek jakoś na piknik dojechał. Bo było po co... Paweł przestał się przyjaźnić z królikiem, ewentualnie królik poszedł w ślady zajączka i z niedźwiedziem się skumał (kto na 19 w kościele był to od razu załapie o co chodzi :)) i przywiózł ciasto pychotkę, o rarytasach Agi wspominać nie muszę, bo każdy wie, że były i się zbyły :), jak zwykle zresztą. Właśnie spojrzałam na swój rower i cóż widzę? Chorągiewkę, com od Dziabąga dostała. Co prawda nie trzepoce teraz radośnie na wietrze, ale ten fluorescencyjny pomarańcz bije po oczach :) i ten napis Bike Equipa Sandomierz. Wow , teraz to żem Persona :) Żebym to ja się jeszcze na rowerach znała, to przejęłabym władzę w sztabie kryzysowym zwanym serwisowym. Ale szybko się uczę. Dziś np poznałam skomplikowaną konstrukcję roweru Agi. Ale naprawić to jeszcze bym go nie potrafiła. Musiał to Fuji z Pawłem zrobić, by Aga do dalszej drogi gotowa była. A droga powrotna wiodła przez piaski, miejscami ruchome. To był gwóźdź do trumny dla roweru Wojtka, który w Grębowie musiał po ajuto zadzwonić i samochód sprowadzić. W ogóle w Grębowie rozstania nadszedł czas. Stalówka odłączyła od nas, a my lajcikiem dojechaliśmy sobie do Sandomierza :)

Na koniec pragnę szczególnie podziękować Piotrowi, że z nami był. Będzie dobrze :)