Cóż, dzień dzisiejszy uświadomił mi moją ułomność i brak znajomości wielu tematów oraz pojęć. A dlaczego? O tym za chwilę. Nie tak dawno podobne myśli szalały w mojej głowie, a było to wówczas gdy pewien słowniczek czytałam...

...Ptkanów, położony we wsi Podole, kościół, warownia. Taaa, to na pewno brzmi zachęcająco i dlatego spiknęliśmy się dzisiaj o 9 rano. Już na starcie dwie, złe wiadomości ostudziły nasz entuzjazm. Pierwsza to dzwon Pana Zbyszka, któremu beret życie uratował (szybkiego powrotu do zdrowia życzymy) i druga to brak Pani Ani, co szczęśliwie do celu doprowadzić nas miała. W zaistniałej sytuacji ktoś zastąpić Ją musiał, a że przewodników znalazło się wielu, mogliśmy śmiało ruszyć. Jedno było pewne: asfaltować musieliśmy czas cały, gdyż 3 Chopów rajfy cienkie miało, rowerki czyste, bez wachlarzy i w takim stanie dojechać musieliśmy, wszak do kościoła zmierzaliśmy. Zapomniałam dodać, że dwóch gości z Salve Regina mieliśmy. Taki Zen to skarb wielki. Uświadomił nam co robić mamy, a w zasadzie czego robić nie mamy, żeby w dalekiej przyszłości na hulajnodze nie śmigać Smile

Póki co był freeride. Noga podawała, nie ma co. Wszystko szło pomyślnie, aż do momentu, kiedy ujrzeliśmy "intelektualistę z czytelni". I wtedy to właśnie się zatrwożyłam. Dlaczego ja wczoraj wieczór roztrwoniłam, jakiego białego kruka, chociaż z okładki nie obejrzałam? Jeszcze jak Dziabąg na ryneczku nazwał mnie na p... powsion?, Sławek wytłumaczył na t... tarabara? Wiem, ile ciekawych słów nie znalazło miejsca w mojej głowie. (Ale nic to, ku radosze mojej, w żołądku znalazły się przepyszne ciasta Agi i woda ze źródełka bł. Wincentego Kadłubka, ha, ha) Na opatowskim ryneczku pożegnaliśmy część equipy, a Ci co obowiązków nie mają dalej pojechali.

Oczywiście Jacek, co seledynek przyodział ścigantem został. W sumie nie dziwota, wszak okrągły obrót miał. Cała reszta również całą duszą jechała, a pedałując na słynną górę, co tu dużo gadać, poszli my w trupa! Ale nikt nie popłynął, nikt nie narzekał.

Potem tu już był pikuś, freeride do samego Sandomierza. Co prawda wiatr przeszkadzał, rzeźba terenu też nie najprzyjemniejsza, ale wstyd narzekać, wszak to końcówka sezonu przecież.

A właśnie pora o zakończeniu sezonu pomyśleć, a w zasadzie o uczczeniu osiągnięć naszych wspólnych Smile

Pozdrawiam wszystkich, co słownik rowerzysty w paluszku mają, a gdyby jeszcze jaką propozycję na zakończenie sezonu mieli... to buźki rozdaję :) W najbliższą niedzielę dłuuugiej kolejki do buziaków oczekuję Laughing (tic taki na stanie mieć będę Laughing)