Dzisiaj na starcie sami królowie życia (plus głowonóg) oraz... oraz świeżo nominowany król lansu, czyli Dziabąg. Cóż nasze dotychczasowe królowe, Ola i FA spadły z piedestału, jak domniemam na czas dłuższy. Cóż nam to się dzisiaj za postać wykreowała. Zupełnie nowy design. Kremowa koszula, jakby od niechcenia, jeden guziczek, czy tam dwa rozpięte. Ale co się stało potem! Wszystkie dziurki pozbawione zostały guziczków, a za minutkę nastąpiło apogeum. Nie mogę napisać co się wydarzyło, gdyż nie każdy Czytelnik nocnym markiem jest, a w świetle dziennym o takich rzeczach czytać nie wypada.

Doprawdy nie wiem co pisać dalej. Może zatem coś o samej trasie. Droga wiodła przez Trześń, Grębów, gdzie dołączyła do nas część składu i wspólnie dojechaliśmy do Klonowego. Rzecz jasna zanim dojechaliśmy odwiedziliśmy sklep niejeden, bo dwa, gdzie to raz pierwsza tura, a potem druga ochłodziła się korzystając z, jakże zbawiennej tego lata, klimatyzacji.

Chwila minęła zanim znaleźliśmy odpowiedni skrawek, szumnie to nazwijmy, plaży. Ale za to z jakim atutem... było molo Smile A obok - woda, ochłoda dla rozgrzanych wielodniowym upałem ciał. Jak zwykle najbardziej zmęczona upałem była Karolcia, która przybyła z całym asortymentem wodnych i pływackich akcesoriów. A chętnych na podkradanie owych było wielu, w tym i ja czaiłam się na zielonego. Na początku wydawał mi się nazbyt nadęty, że niby to z dumy na wodzie się unosił. Ale obejrzałam to z lewej, to z prawej i chyba źle mu z oczu nie patrzyło, choć w sumie jakieś takie martwe były i postanowiłam zaryzykować i podjąć próbę zaprzyjaźnienia się. Dopingowali mnie nasi wyborni pływacy, którzy hulali w wodzie jak rybki. Ale nie będę tutaj rozpisywać się o swoich nieudolnych próbach wszelakich. Karolcia to dopiero nam wodniak wyrasta. Takie skoki do wody wykonywała, że aż ślinotoku z zazdrości dostałam. Pozostali, widziałam wyraźnie, ślinotok mieli na widok, ale smakowitości na stoliku rozpusty Smile

Z tego co się działo na brzegu niewiele pamiętam. Twarze zmieniały się jak w kalejdoskopie. Tarnobrzeg, Stalowa i oczywiście Sandomierzaki, a wszyscy uchachani i szczęśliwi, fochów nie było. Jedni przybywali, inni odjeżdżali. Ciekawe, czy przyczyną opuszczania tego urokliwego miejsca były przenatrętne, czarne, fruwające stworki, które gryzły nas niemiłosiernie?

Czas płynął leniwie, aż do momentu, gdy zajechał Lechu z Basią oraz z wielka lodówka, w której na pewno był tort, ale tego nie wiem, gdyż my odjechaliśmy, a lodówka została... a w niej tajemnica, czy oby słodka?

Powrót do domu, przynajmniej naszej podgrupy, szybki z miłymi podmuchami chłodnego wiatru na twarzach, ba nawet kilka kropel deszczu spadło na nas.

P.S. Wiecie co, właśnie na 2 grają "Crocodile rock". Ot, ironia losu, dzień z krokodylem Smile
Pozdrowienia dla Sławka, nie takie bezinteresowne, może kiedyś na gitarze zagra Smile
A szczególne pozdrowienia dla Karolci za udostępnienie gadżetów Smile