Godzina 7 z minutami. Neonowa pobudka. Pada deszcz. Ale to info ze Stalowej Woli. Eee, śpię dalej. Godzina 8 z minutami. Wiktor deszczu nie potwierdza. No to wstajemy, nie śpimy, zwiedzamy!!! Godzina 9 z paroma minutami wstecz. Ano pada, a może to tylko mgła opada? Asfalt mokry, ale jakby wysychał?

Godzina 9 zero zero. Skąd tylu cyklistów na zbiórce??? Widać chłopy nie mają co w domu w niedziele robić... Smile Szybka inwersja trasy i ruszamy. Lans przez Stare Miasto - w końcu dzisiaj Wicek! Obważanków nie kupujemy, będzie na to czas po powrocie.

Pedałujemy ostro przez most, Gęsią Wólkę do Trześni i Sokolnik. Skręcamy na Orliska. Zwarta, grzeczna grupa. Tuż za Orliskami "oczom ich ukazał się las" - ale nie krzyży, tylko taki, co go drzewa zasłaniają. Do Zabrnia długa prosta, której zwykle nie lubię, no chyba, że jest jesień i świeci słońce. Niestety tym razem słońce nie daje rady chmurom, więc zachwyt kolorową ścianą lasu jest nieco ograniczony.

Postój tradycyjnie w Grębowie. A tam... wesele u Sołtysa, herbata z pigwą, odwrót Pawła i Sławka, a przybycie Krystiana. Plan dalszej trasy jakiś taki niesprecyzowany. Może las, ale niekoniecznie. Na grzybobranie chętnych nie ma. No to Kotowa Wola asfaltem i najprostszą drogą. Dalej Zbydniów i dwór Horodyńskich październikową porą. Tomi załatwia co trzeba tam, gdzie trzeba. Za nim kolejni chętni. A kamera wszystko rejestruje i zapamiętuje! Pamiątkowe zdjęcie i w drogę - już powrotną. Wiktor na Stalową, my na Skowierzyn przez Dzierdziówkę.

Tuż za mostem w Radomyślu... słońce wygrywa z chmurwami i oświetla nasze strapione twarze. Czemu strapione? Godzina 12, a my już prawie w domu?! No to postrój pod Planetą, gramy na czas. Snujemy plany na zimę i opowiadamy o przeszłych. Śniegi, kuligi, worki i wybite kciuki. Dobra, jedziemy, ile można słuchać baranów (tych spod sklepu i zza ogrodzenia).

Ostatnie kilometry niemal cały czas słoneczne. No tak, trzeba było wyjść na rower w południe... Uroki jesieni Smile
Godzina 13 z kwadransem wstecz. Jesteśmy w punkcie, w którym zawsze kończymy wycieczki. Zdjęcie i do domu, na obiad o przyzwoitej porze! Aaa, jeszcze po drodze na Rynek - po ciastko z dziurką Smile