Jak dotąd najzimniejsza niedziela tego lata... Ale pomimo nieznośnego wiatru grupka zapalonych cyklistów spotkała się w stałym miejscu o 9.00. PiotrekCh. baaardzo chciał wybrać się do Bałtowa, ale reszta wybiła mu ten pomysł z głowy. Piotr wytypował Karwów jako nasze miejsce docelowe.

Nie jechało nam się lekko – podjazdy, wiatr... Prędkość rzadko przekraczała 20km/h! Mieliśmy też, zdaje się, więcej postojów niż zwykle (a przynajmniej nie co 20km). Jeden z nich przypadł na Dobrocice i gospodarstwo agroturystyczne (polecam stronę internetową www.dobrocicka.dolina.com.pl). Kolejny (chyba) w sklepie w Malicach, gdzie zaopatrzyliśmy się w niekiełbasiane jedzenie. Tam też nasz rowerowy serwis złożony z męskiej części ekipy próbował zlikwidować niedoskonałości nowego roweru pani Ewy...

Niedługo później wylądowaliśmy w Karwowie. Zwykle zatrzymywaliśmy się przy starym kamieniołomie (aktualnie wypełnionym wodą), ale tym razem – głównie z powodu pogody - postanowiliśmy odwiedzić źródełko bł. Wincentego Kadłubka. To był nasz najdłuższy postój. Nad źródełkiem posiedzieliśmy z godzinę, zjedliśmy „obiad”, Piotrek pstryknął pamiątkowe fotki i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Wyjeżdżając już z Włostowa mieliśmy przymusowy postój – kapeć w rowerze Galfy.

Generalnie rzecz biorąc droga powrotna była jeszcze bardziej męcząca... Goźlice, Krobielice, Świątniki, Bilcza, Dębiany - górki, pagórki, podjazdy. No i wciąż ten uciążliwy wiatr!

Nasza radość nie znała granic, kiedy wreszcie dobrnęliśmy do Obrazowa :) Zatrzymaliśmy się w celu chwilowego odpoczynku, bo przecież... już niedaleko Sandomierz. Ciut jakby przyjmniej jechało nam się do domu – zrobiło się cieplej, wyszło słoneczko.

Cała trasa wyniosła niecałe 80km, jednak zmęczenie jakie mnie ogarniało to jakby to było przynajmniej 120...