Od rana słońce świeci, więc cieszy się grupa, tylko gdzie poleci?? Pierwszaki (a zwłaszcza Sylwek), które zjawiły się pod lodem ustaliły, że jedziemy na Budy Stalowskie tylko odwrotnie jak zawsze. Mimo, że dałam kilka propozycji na stronie to były dalekie do realizacji na teraz, ale zostały zaplanowane na później (o tym za chwilę). Dziabąg prezentował rzucający się w oczy kolor żółty łącznie z butami, co wywołało małe poruszenie. Wojciec koszulką stawiał sprzeciw fotografowaniu przez paparazzich. 

Po ustalonej 10:00 wesołych sztuk do zdjęcia było 17, w tym tylko 2 kobitki na rowerkach, a reszta to część męska. Nim wyruszyliśmy Piotrek pokazał nogi i nawet mimo, że „chcę oglądać Twoje nogi, nogi, nogi, chcę byś założyła mini…” to założył spodnie. 

Ruszyliśmy. Jeden most, drugi most, trzeci most. W Furmanach naszą uwagę przyciągnęły bociany, a zaraz potem na zakręcie pożegnał nas Doktor. Dziabąg witał każdego albo prawie każdego napotkanego ziomala. 
Stale miały być miejscem szturmu na sklep. A tu niespodzianka jeden zamknięty, drugi zamknięty, trzeci mało zaopatrzony, aaaa za to czwarty… z towarem nie tylko na półkach, ale i za ladą – opcja dla panów. 

Zadowoleni przez mostki i Siedlisko dotarliśmy do altanki, a tu następna niespodzianka!! Altanka i sławojka przeżyły przemianę i to w znaczeniu pozytywnym. Smakowite ciasta, ciasteczka były ucztą dla wszystkich, umilając przy tym fotki, rozmowy i ustalenia.


Czas aby teraz przedstawić plany na najbliższe tygodnie. Za tydzień sprzątanie lasu, za 2 tyg. Bałtów, za 3 tyg. lekka wycieczka, za 4 tyg. Rytwiany, za 5 tyg. lekka wycieczka, za 6 tyg. Św. Krzyż. Plan sprzątania lasu przedstawi już FA w najbliższych dniach. 

Po takich dyskusjach ruszyliśmy, a tu wiatrrr prosto w twarz i to zaraz na pierwszym zakręcie dał znać – a w zaciszu było tak cicho i spokojnie jakby go nie było. Aż do poligońskiej drogi nam towarzyszył dając niezłą zaprawę. Zwarci jadąc dalej słyszeliśmy od czasu do czasu pokrzyki Dziabąga, aby przodowniki zwolniły, bo w jedną stronę 27 km/h i w drugą 27 km/h, więc coś tu jest nie tak. Ale te pokrzyki były tak dla zmyły, aby oszczędzić siły, by przed samym Grębowem z szybkim impetem czując wiatr w plecy wybić się przed grupę i zapoczątkować wyścig. Kto tam pierwszy dojechał na ryneczek - nie wiem. Tu poznaliśmy cyklistę z Tbg-a, który towarzyszył nam do pierwszych torów. I znów wyścig, czyj rower szybszy do pierwszej gumy i to pierwszej w tym sezonie. W powrocie spotkalimy Kryhę z peletonem na kolarkach, którzy przyłączyli się do bezprawnego przejechania przez nowy, ale jeszcze zamknięty most. Na zakończenie ostatnie zdjęcie a potem nawet spora część z nas pojechała na armaty. 
Ja swoim zwyczajem przez Łoniów do Tbg, z tej propozycji powrotu zrezygnował poznany cyklista i wybrał najkrótszą opcje. 

Podsumowując było ciepło, wietrznie, wesoło i zaskakująco Smile.