Samborzec [23.05]
- Szczegóły
Parę minut po 10 stawiliśmy się z Michałem w umówionym miejscu. Krótka piłka - wycieczka ma być niedługa, góra do godz. 15. Ślęcząc nad mapą jak prawdziwi podróżnicy ;) wybraliśmy doskonały i wszystkich zadowalający szlak:
Koćmierzów - Skotniki - Samborzec - Polanów - Sandomierz
Pogoda nadawała się na taką właśnie wyprawę - niby słonecznie, ale pochmurno. I wietrznie. Ojjj.
Oczywiście jak to w niedzielę w wioskach bywa: kiedy kościół otwarty - sklepy zamknięte. Więc jechaliśmy raczej bez postojów. W Skotnikach nie przystawaliśmy przy dworku. W sumie to nie wiem, czemu ;) Ale może i lepiej, bo kawałek dalej spotkaliśmy dwójkę rowerzystów. Zaproponowaliśmy wspólny powrót do S-rza.
Goście ze Śląska okazali się bardzo miłymi kompanami. W Samborcu przystanęliśmy pod całodobowym Marketem (któremu nawet ksiądz nie groźny, hehe), gdzie skonsumowaliśmy to i tamto. Jak również pan Stanisław zakupił kilka lasek kiełbachy dla tubylczego psiaka. Okazało się, że pieskowi tego było potrzeba do wariacji (które zaprezentował względem pana Piotrka).
Następnie wyruszyliśmy w stronę Polanowa. Aha, zapomniałam wspomnieć, że widzieliśmy Big Black and White Bird's Home :) Wracając do Polanowa... Mknęliśmy dosyć szybko, z wiatrem (wreszcie!). 1800m od głównej drogi skręciliśmy w Polanowie w prawo (ach, ten sklep), aby zaraz rozpocząć jazdę po polnej dróżce. Teraz naszym celem było ciągle jechać w stronę Sandomierza. I tak oto, po paru podjazdach, jednym wypasionym zjeździe (z poprzecznym krawężnikiem, hehe) znaleźliśmy się w Milczanach. Przerwa na sikorskiego (Misiek rulezzz) i jedziemy dalej, na Kobierniki. I do centrum.
Z godniejszych uwagi pozostałych postojów nie należy zapomnieć o dworku w Kobiernikach, w którym znaleźliśmy nawet szczątki fortepianina. A niektórzy pobujali się na huśtawce :)
Zmieściliśmy się w czasie, więc tradycyjnie zajechaliśmy na pyszną kawę z cynamiodem (reklama, hehe) do Cafe Mała. I dopiero wtedy zaczęła się na dobre psuć pogoda... :(
Serdeczne pozdrowienia dla znajomych ze Śląska! Trzymamy za słowo i widzimy się we wrześniu! A może wcześniej?